czwartek, 23 grudnia 2010
PRZYJMIJCIE ŻYCZENIA......
A nadzieja znów wstąpi w nas.
Nieobecnych pojawią sie cienie.
Uwierzymy kolejny raz,
W jeszcze jedno Boże Narodzenie.
I choć przygasł świąteczny gwar,
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu,
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj,
Wbrew tak zwanej ironii losu.
Daj nam wiarę, że to ma sens.
Że nie trzeba żałować przyjaciół.
Że gdziekolwiek są - dobrze im jest,
Bo są z nami choć w innej postaci.
I przekonaj, że tak ma być,
Że po głosach tych wciąż drży powietrze.
Że odeszli po to by żyć,
I tym razem będą żyć wiecznie
Przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat,
Żeby zająć wśród nas puste miejsce przy stole.
Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas,
I zapomnieć, że są puste miejsca przy stole
********************************************************
fragment"KOLĘDY DLA NIEOBECNYCH"-Z.PREISNER
***************************************************
Dziękuję Wszystkim, którzy mnie odwiedzili i tych ,których ja odwiedziłam na blogach, za wspólnie spędzony rok-mimo wszystko,dobry rok, bo nadal jesteśmy....Dobrych , serdecznych Świąt życzę ; w miłości,zdrowiu i spokoju.Iza
niedziela, 19 grudnia 2010
upiekło mi się...
Dopaliła się ostatnia adwentowa świeczka...To ,co mozna było upiec wcześniej-upieczone i teraz rumieni się w blaszkach,na paterkach, w pojemniczkach.Prezenty zapakowane,zakupowe szaleństwo w odfajkowane, wszystko z grubsza ogarnięte a jak nie , to rozgrzeszone,ze nie zrobione a tu święta....Wyrastam powoli ze świątecznego perfekcjonizmu bo nikomu z nim nie było dobrze a najmniej mi samej.Zrobię tyle ile zdołam-świat się nie zawali a ja wolę uszyć kolejne kolorowe serce i dać miłym sąsiadom niz polerowac klamki i uchwyty do mebli....pozdrowienia zatem dla wszystkich w "niedoczasie" i w "niedorobieniu".
środa, 8 grudnia 2010
NIEDZIELA...
Zastała mnie w nastroju mocno katarowym i otoczyła refleksjami na tematy okołoświąteczne.Robię ostatnie ozdoby na choinkę, małe zdjęcia ze starych kartek świątecznych , naklejane na zwykłą tekturkę,do tego kokardka i sznurek...I myślę o tej choince, o choinkach z poprzednich lat ,z dzieciństwa...O tym,że w tym roku drzewko kupi mi sąsiad, który okazał nam wiele pomocy w trudnych dla nas chwilach...Patrzyłam na drugą adwentową świeczkę ,która powoli sie paliła i oglądałam kolejne stare fotografie,które do nas przybyły dzięki temu samemu sąsiadowi,który bywa co niedzielę na pchlim targu i pamięta o naszych zainteresowaniach.Już ma zakazane przynoszenie kolejnych eksponatów ale ciągle.."nie może się oprzeć.."I tak sobie rozmyślałam,że jedne osoby z naszego życia ubywają ,nikt ich nie jest w stanie zastąpić , o czym święta przypominają dotkliwie,ale pojawiają sia inni, coś wnoszą w nasze życie i możemy im poświęcać czas i uwagę. I produkuję te moje choinkowe zabaweczki ale czas temu poświęcony to takie moje osobiste rekolekcje, w ciszy i milczeniu, dochodzenie do głębokiego przeświadczenia i utwierdzanie się w przekonaniu,że tyle nas ile znaczymy dla innych.Ot, takie adwentowe rozważania ,umilane ciastkami i poranną niedzielną herbatą...
czwartek, 2 grudnia 2010
środa, 24 listopada 2010
zabawki
Na dworze popaduje pierwszy śnieg. I miłe jest takie czekanie na pierwszą zimową kołderke ,choć wiem, ze ona mi się znudzi bardzo szybko bo zdecydowanie wolę lato i ciepło.
Ale póki co zbliza się adwent i święta a ja wymyśliłam sobie w tym roku choinkę ubraną we własnoręcznieprzygotowane ozdoby.Chonka ma być wysoka, obowiązkowo zywa a zabawki w czerwonościach. Do tej pory,zeby nie prowokowac kota stawialiśmy na parapecie namiastkę choinki, malutkie sztuczne drzeweczko,którym futrzak sie nie interesował. Ale w tym roku ma być inaczej, bo jest to dla mnie szczególny rok...
No i ruszyła produkcja ozdóbek, szyję w kazdej wolnej chwili ,wypycham, zawiązuję kokardki. Na zdjęciach dotychczasowy urobek. Zostałam obdarowana przez mego ukochanego Notorycznego Narzeczonego maszyną do szycie marki Janome, która szyje po prostu sama.Maszyna ,zwana przez nas Janką ,to w tej chwili najbardziej wykorzystywany sprzęt domowy ale tak przyjemnie się na niej szyje...
Praca zatem wre a za oknem pierwszy śnieg...
czwartek, 11 listopada 2010
ufff....
Poprzedni post juz dobrze pokrył sie kurzem ale to nie znaczy,ze próznowałam. Zamarzyła mi się patchworkowa narzuta na lózko, taka w niebieskościach i moja determinacja po dwóch prawie miesiącach doprowadziła mnie do dzisiejszego postu a w nim moja narzuta.Nigdy nie szyłam patchworku, to zupełny debiut ale chylę nisko czoła przed kobitkami,które to robią....Nie wiem czy powtórzę jeszcze kiedyś swój wyczyn ale dzis wiem,ze rzucenie sie na taką robotę to skok do basenu na głowę ,bez sprawdzenia czy jest tam woda.
Internet okazał się bardzo pomocny bo dał mi teoretyczną wiedzę .Bez tej specjalnej maty i obrotowego nozyka, zbrojna li i jedynie w nozyczki i linijkę ,"wytłam" -nawet równo-120 kwadratów i dalej postępowałam zgodnie z internetowymi radami. Nie powiem- co się wzięłam za kapkę ,podobało mi się. Az nadszedł dzien kiedy musiałam złączyć te wszystkie warstwy ze sobą i zacząć szyć. Dodam,ze kapka ma 210 cm na 260cm....
Nie powiem ile igieł nałamałam , ile krwi zlizałam z pokłótych szpilkami palców i oczywiście jak przetrenowałam w myśli i mowie zestaw wszystkich znanych bluznierstw. Ergo-to jest katorga szwalnicza ,to pikowanie...
Ale skonczyłam,polozyłam na łózku i niech mi tylko ktoś powie,ze coś krzywo czy nie tak...Kotu sie podobało, od razu się połozył.
Jestem z siebie dumna bo nie przypuszczałam, ze dam radę...
Internet okazał się bardzo pomocny bo dał mi teoretyczną wiedzę .Bez tej specjalnej maty i obrotowego nozyka, zbrojna li i jedynie w nozyczki i linijkę ,"wytłam" -nawet równo-120 kwadratów i dalej postępowałam zgodnie z internetowymi radami. Nie powiem- co się wzięłam za kapkę ,podobało mi się. Az nadszedł dzien kiedy musiałam złączyć te wszystkie warstwy ze sobą i zacząć szyć. Dodam,ze kapka ma 210 cm na 260cm....
Nie powiem ile igieł nałamałam , ile krwi zlizałam z pokłótych szpilkami palców i oczywiście jak przetrenowałam w myśli i mowie zestaw wszystkich znanych bluznierstw. Ergo-to jest katorga szwalnicza ,to pikowanie...
Ale skonczyłam,polozyłam na łózku i niech mi tylko ktoś powie,ze coś krzywo czy nie tak...Kotu sie podobało, od razu się połozył.
Jestem z siebie dumna bo nie przypuszczałam, ze dam radę...
niedziela, 17 października 2010
trochę czerwieni i ręcznych robótek
Często mam aparat w ręce,często robię zdjęcia w domu ale jakoś niemrawo idzie mi uwiecznianie tego co wydziubałam krzyżykami bądż uszyłam. Może to kwestia "pewnej takiej nieśmiałości"...
Dziś post z czerwienią w roli głównej-bo lubię czerwony, jako dodatek, mocny akcent,urozmaicenie. Wyszywanki krzyżykowe takie trochę już w światecznych klimatach choć jestem jak najdalsza od świątecznych ozdób w środku jesieni . Zostaną oprawione i dane jakiejś miłej osobie z okazji świąt-lubię o tym myśleć zawczasu bo nie ma nic gorszego niż kupowanie prezentów w wigilię.
Uszyłam też poduszkę do przedtelewizornych zalegań i choć nie mam na salonach nic czerwonego -jakoś mi sie wpasowała.
A sympatyczna królewna -myszka, zwana u nas Anulką, to znalezisko parkowe.Jeżdżę do pracy na rowarze przez park i pewnego deszczoewgo dnia znalazłam ją w kałuzy, ubłoconą i utytłaną.Żal mi się zrobiło i zabrałam ja do domu ,gdzie przeszła wszelkie mycia i prania i teraz sobie jest ...Może jej zrobię nowa sukienkę na szydełku...
Lubię czerwony-żywy, energetyczny,wdzięczny do zdjęć.
A następnym razem -zupełnie inna gama kolorów i nowe pomysły...
środa, 6 października 2010
fotografia
Tak to czasami bywa-wchodzi się do internetu aby poszukać wełny na sweter albo suszarki do naczyń a kończy się weilkim osobistym odkryciem,wielkim zachwytem.Dziś tylko jedno zdjęcie ale za to jakie...Wiem,ze byc moze to tylko moja osobista fascynacja, moje zauroczenie obrazem ale chciałam się podzielić tym niesamowitym wrazeniem, ze czuję się jak KOLUMB, który odkrył swoją małą fotograficzną Amerykę ,która nazywa się EDWARD STAICHEN.
Powiększcie to zdjęcie na swoich monitorach-warto.
Powiększcie to zdjęcie na swoich monitorach-warto.
poniedziałek, 27 września 2010
działkowe pozowanie
Dziś pogodowy listopada za oknem-wieje,leje,zacina ...A ja zaczęłam swój jesienny urlop.Miło jest siedzieć w domu, nie musieć iść do pracy,praktycznie niczego nie musiec a tak wiele móc.Móc spać ,odpoczywać,czytać,szperać w letnich zdjęciach.
Dziś działkowa sesja zdjęciowa a ja po drugiej stronie obiektywu w roli modela. Zdjęcia robiła moja Asia,dla której portret to ulubiona forma fotograficznej wypowiedzi. Byłam karną modelką ,robiłam co kazali i myślę,ze miałam duzo szczęścia bo modelka z sesji przede mną ,tez na działce,wylądowała w lateksowych wdziankach w naszej starej wannie na deszczówkę.
Pogoda była piękna,popołudniowe światło łagodne ,miło się gawędziło z córką i polegiwało na fotelu w róznych pozach.
Cieszę się ,ze ostatnio, tyle kolezanek blogowych pokazało się na róznych ładnych fotkach w pełnej krasie i mozemy zobaczyc ,jakie jesteśmy .Nie tylko ukryte za słowami i zdjęciami swoich robótek-bardzo mi się to podoba dlatego dziś na mnie kolej.VOILA...
PS.fotki "okoliczności przyrody"-to juz ja
wtorek, 14 września 2010
Blue...
czwartek, 9 września 2010
poniedziałek, 30 sierpnia 2010
candy u konstancji30
Konstancja30 rozdaje obrazek---www.nazakreciemarzen.blogspot.com
BARDZO ŁADNY OBRAZEK.
--
BARDZO ŁADNY OBRAZEK.
--
sobota, 28 sierpnia 2010
Szkło i kot
I znowu kot w poście-tym razem mój osobisty, chodzący za mną po domu krok w krok ,więc i czynnie uczestniczący w dzisiejszych zdjęciach, co widać.
Bodżcem do napisania tego postu były zwykłe sobotnie zakupy i wstąpienie do takiej jednej klamociarni ze wszystkim. I zakup uroczej małej szklanej paterki z metalową rączką. Nie muszę tu zapewne objaśniać impulsu pt."Nie mogłam się oprzeć" bo te ,jakże nierozsądne zachowanie jest szeroko znane i kultywowane wśród blogowych koleżanek. Lubię szkło, takie masywniejsze,z bąbelkami powietrza, raczej bezbarwne. I zgromadziłam trochę takiego szkła, jedne kupiłam, jedne dostałam, niektóre są po prostu pamiątkami po mojej Mamie. Używane do różnych celów ,realizują ideę przydatności-mam za małe mieszkanie aby gromadzić przedmioty dla samego kolekcjonowania,choćby najpiękniejsze były.
Jak widać zaplątało się tu parę kryształów, jakże wykpiwanych przez nasze ,40,50-latków,pokolenie a dla naszych rodziców będących często dowodem zamożności i gustu.Cóż ,czasy się zmieniają,gusta także, i część maminych kryształów zlądowała w moim kredensie.Poświęcę im osobny post bo mam do nich sentymentalny stosunek,niektóre pamiętam jeszcze z dzieciństwa to znaczy,że trochę lat już mają.
Ten wazonik poniżej był w moim domu odkąd pamiętam.Szkło przez lata zmatowiało, nieco pożółkło ale tak sobie myślę ,że chciałabym żeby powędrowało z moją córką kiedyś do jej domu, i służyło tak jak mi do trzymania w wodzie zielonej pietruszki albo koperku, lub drobnych kwiatków...Miła jest taka wędrówka przedmiotów w czasie, nieskazywanie ich na niebyt bo niemodne, mało się błyszczą lub przyblakły...
A pokrywie od słoika dorobiłam pelerynkę bo jakoś tak łyso mi wyglądała...
Bodżcem do napisania tego postu były zwykłe sobotnie zakupy i wstąpienie do takiej jednej klamociarni ze wszystkim. I zakup uroczej małej szklanej paterki z metalową rączką. Nie muszę tu zapewne objaśniać impulsu pt."Nie mogłam się oprzeć" bo te ,jakże nierozsądne zachowanie jest szeroko znane i kultywowane wśród blogowych koleżanek. Lubię szkło, takie masywniejsze,z bąbelkami powietrza, raczej bezbarwne. I zgromadziłam trochę takiego szkła, jedne kupiłam, jedne dostałam, niektóre są po prostu pamiątkami po mojej Mamie. Używane do różnych celów ,realizują ideę przydatności-mam za małe mieszkanie aby gromadzić przedmioty dla samego kolekcjonowania,choćby najpiękniejsze były.
Jak widać zaplątało się tu parę kryształów, jakże wykpiwanych przez nasze ,40,50-latków,pokolenie a dla naszych rodziców będących często dowodem zamożności i gustu.Cóż ,czasy się zmieniają,gusta także, i część maminych kryształów zlądowała w moim kredensie.Poświęcę im osobny post bo mam do nich sentymentalny stosunek,niektóre pamiętam jeszcze z dzieciństwa to znaczy,że trochę lat już mają.
Ten wazonik poniżej był w moim domu odkąd pamiętam.Szkło przez lata zmatowiało, nieco pożółkło ale tak sobie myślę ,że chciałabym żeby powędrowało z moją córką kiedyś do jej domu, i służyło tak jak mi do trzymania w wodzie zielonej pietruszki albo koperku, lub drobnych kwiatków...Miła jest taka wędrówka przedmiotów w czasie, nieskazywanie ich na niebyt bo niemodne, mało się błyszczą lub przyblakły...
A pokrywie od słoika dorobiłam pelerynkę bo jakoś tak łyso mi wyglądała...
Subskrybuj:
Posty (Atom)