Fotografia to pisanie światłem, malowanie światłem. Bez światła nie ma zdjęcia.Dziś garść moich obrazków do pooglądania, moze dla poprawy nastroju, moze dla przyjemności, moze , ot tak od niechcenia...Dziś nie chce mi sie nic mówić...
Zielone-bo za oknem znowu biało- zima,styczeń w końcu-musi tak być.Ale po co w lecie się człowiek naugania z tym cięzkim aparatem po łakach i lasach,naczołga nad sadzawkami , w celu namierzenia fauny, rzęs nie maluje coby wizjera w aparacie nie zapaćkać? A po to zeby sobie "wyciągnąć" w zimie,jak własną kiszona kapustę-swoje fotograficzne dorobki-urobki.DZISIEJSZE ZIELONE sponsoruje SUPRAŚL, na Podlasiu,kraina piękna, czysta,urokliwa ,jeszcze nie zadeptana,gościnna...polecam.
Kiedy stęzenie szarego w szarym za oknem przekracza moje zdolności przyjmowania i pojmowania, tęskonota za kolorem i światłem prowadzi mnie najczęściej na kanapę,pod koc...Zdarzają mi się sny w środku dnia, takze takie "alicjowe".
To nie jakaś wielka sprawa ani wielka tajemnica,która, jak pisałam w poprzednim poście , natchnęła mnie otuchą i dobra nadzieją ,że jakkolwiek się sprawy potoczą –dam radę. A taką nadzieję dały mi zwykłe cebule hiacyntów. Kupiłam ja na jesieni ,miałam posadzić –nie zdążyłam ,zapomniałam…wrzuciłam do reklamówki i wyladowały w piwnicy ,po raz kolejny zapomniane. Po paru miesiącach zajrzałam do reklamówki a tam każda cebula pięknie skiełkowana.Grube ,zielone pączki, piękne i dorodne…Na przekór mojemu niedbalstwu, bez wody ,światła i powietrza, w jakimś paskudnym plastiku- pokazały swoję siłę , wolę przetrwania .Już nic mnie tak dawno nie ucieszyło, tak po prostu .I dało wielką lekcję wewnętrznej siły. W dobrym momencie, w dobrym czasie.
PS.Aparat fotograficzny to straszny kłamca.Moje nowe wyszywanki mają subtelne kolory, długo dobierane a tu- na zdjęciach cepeliada.Dopiero na zdjęciach z ustawieniem automatycznym i z lampą,której nie lubię i unikam , wyszło coś co z grubsza jest prawdą .Czekam na słońce i plenery –wtedy kolorystyczna prawda wyjdzie na jaw.
Choinkowe emocje powoli odkładam na półkę z miłymi wspomnieniami. Bo było wzruszająco ale tez bardzo rodzinnie i ciepło. Z przyjaciółmi, wazniejszymi czasami niz rodzina , dorosłymi juz dziećmi, z prezentami, kompotem z suszu i całym świątecznym galimatiasem. Bardzo szybko minęły mi święta ...I takoz szybko mija okołonoworoczne leniuchowanie, z wyszywankami w ręce. A za progiem "nowe", które jawi się jako grozne i trudne a moze w gruncie rzeczy będzie niosło zmiany na lepsze , kto to wie...Jakbym nie obracała w myślach poprzedniego roku- był trudny i wredny. Ale w następnym poście pokazę coś co napełnia mi serce dziwną nadzieją, ze będzie dobrze. Ot , takie małe coś pozornie bez znaczenia i idę o zakład ,ze wielu ,wiele z Was to ma .Moze tylko wystarczy dojrzeć w tym jakiś głębszy ,ukryty sens....